W poprzednich dwóch felietonach wspominałem artystów sceny, filmu i telewizji. Aktorów niegdyś znakomitych, z najwyższej półki, a jednak dzisiaj nieco zapomnianych. Czasem jakaś telewizyjna powtórka przypomina ich znakomity kunszt, ale to raczej rzadkie przypadki. A przecież głównie telewizor jest medium decydującym o popularności danego artysty.

Dzisiaj, w ramach wspomnień, chcę przybliżyć czytelnikom kilku popularnych aktorów, znanych mi osobiście. Niegdyś stanowili oni wspólną grupę twórczą, dzisiaj ich losy rozeszły się i różnie wyglądają.

W Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej, w jednej grupie, na tym samym roku, studiowało sześciu młodych facetów obdarzonych talentem, a także wyjątkowym poczuciem humoru. Byli to Andrzej Strzelecki, Wiktor Zborowski, Joachim Lamża, Krzysztof Majchrzak, Paweł Wawrzecki i Marek Siudym. Dyplom aktorski otrzymali w roku 1974. Z tej grupy Andrzej Strzelecki dzisiaj już nie żyje. Pozostali, kilka lat temu, ukończyli siedemdziesiątkę. Cała ta szóstka zgrywusów, za zgodą ówczesnego rektora szkoły, Tadeusza Łomnickiego, na ostatnim, dyplomowym roku założyła kabaret. O nazwie KUR. Był to zespół niesłychanie zabawny. Oglądałem ich przedstawienia. Przypomnę pewien numer, który przyniósł im nieco kłopotów. Akurat występowali w jednym z klubów warszawskich w tym czasie, gdy w Sopocie odbywał się festiwal piosenki. Na festiwalu tym występowała także kilkuosobowa męska grupa Kubańczyków, śpiewająca tamtejsze, ludowe piosenki, a także bardzo zabawnie i wyjątkowo rytmicznie wykonywali południowoamerykańskie tańce. Kabaret KUR już dawno miał przygotowany numer, parodiujący figlujących Kubańczyków. Można sobie wyobrazić, jak egzotycznie wyglądali nasi aktorzy w kolorowych strojach, wywijając w tańcu wygibasy pod kubańskie rytmy. No i oczywiście śpiewali przezabawnie modulując głosy i używając stosownego akcentu. Melodie były piękne, ale tekst wyjątkowo króciutki. Powtarzające się w kółko hasło: „my wam węgiel, wy nam banana, my wam węgiel, wy nam banana…” Kilka dni po występie szef zespołu, Andrzej Strzelecki został pouczony, że Kubańczycy to nasi sojusznicy i obrażanie ich nie jest stosowne. Żadnej kary nie było, ale nakaz wyłączenia tego numeru z programu – owszem tak.

Kabaret KUR nie istnieje, a jak dali sobie radę jego twórcy w dalszym życiu artystycznym? Opowiem. Nieżyjący już Andrzej Strzelecki zaszedł najwyżej, jeśli chodzi o karierę. Został dyrektorem teatru, a także rektorem Warszawskiej Akademii Aktorskiej. Przy tym nigdy nie rezygnował z aktorskiej gry. Prywatnie był zagorzałym graczem w golfa. Tę swoją umiejętność wykorzystał jako doktor w serialu „Klan”. Z pozostałych KUR-owców, na ekranie telewizora można ujrzeć Marka Siudyma na bieżąco, a nie tylko w powtórkach. W serialu „Barwy szczęścia”. Wciąż trzyma klasę! Także jako wielbiciel konnej jazdy. Rzadko widzimy na ekranach Krzysztofa Majchrzaka. Uważam go za nieco zapomnianego, mimo że jest to aktor najwyższej klasy. Nakręcił 33 filmy, między innymi tak znakomite jak „Konopielka”, albo „Aria dla atlety”. Ja uwielbiam jego rolę w telewizyjnym filmie „Wesołych świąt” (rok 1977). Warto dodać, że Majchrzak jest także wykształconym muzykiem. Niegdyś grał, jako pianista, w zespole jazzowym A-2. Dziś pokazuje się rzadko. Jest on, jako człowiek, dość trudny w kontaktach. W swoich wypowiedziach bardzo odważny i kontrowersyjny, a to nie ułatwia kariery. Mam wrażenie, że mało kto pamięta Joachima Lamżę. Aktor bardzo charakterystyczny. Zagrał w 41 filmach. Jeśli chodzi o mnie, to ostatnio podziwiałem go na ekranie telewizora w roku 2017, w kabarecie „Ucho prezesa”, w roli arcybiskupa Nycza. Zagrał świetnie. Warto dodać, że Marek Siudym także wystąpił w „Uchu prezesa”. W roli Leszka Millera. Starzy kabareciarze wciąż jeszcze coś potrafią. Wymieniłem czwórkę aktorów. Myślę, że pozostali twórcy KURA, czyli Wiktor Zborowski i Paweł Wawrzecki, wciąż czynni, nie dają o sobie zapomnieć. Kabaret za młodu, to świetna szkoła dla aktorów. Znam wiele przykładów. A co do KURA – kabaretu z lat siedemdziesiątych, to na zakończenie przypomnę, że w jednym z powtarzanych często odcinków serialu „Czterdziestolatek”, tym, w którym podczas służbowego wyjazdu Madzia poznała profesora Koziełło, granego przez Jana Nowickiego, można zobaczyć jeden z zabawnych, acz głupawych (celowo) numerów kabaretu KUR.

Andrzej Symonowicz